Sobór Zmartwychwstania Pańskiego (Cerkiew Zbawiciela na Krwi)
Centralna część ikonostasu w Cerkwi Zbawiciela
Sobór Izaaka
Centralna kopuła w Soborze Izaaka
Świeżo odrestaurowane kamienice
Krążownik Aurora
Twierdza Pietropawłowska widziana z Newy
Jeden z mostów
Kanał wycieczkowy
Pomnik Mikołaja I
Nocne otwieranie mostów na Newie
Pomnik Piotra I nazwany przez A.Puszkina Jeźdźcem Miedzianym
Jeździec Miedziany z bliska
Sobór Smolny
Kopuły Soboru Smolnego w zbliżeniu
fragment nieba podczas białej nocy
Ziściło się moje kolejne marzenie – zobaczyłam Sankt-Petersburg.
Miasto trojga imion – Sankt-Petersburg, Piotrogród, Leningrad – uznawane za najbardziej europejskie miasto Rosji, zwane jest też Wenecją Północy, ze względu na wyspy, żeglowne kanały i mnóstwo mostów, albo północną stolicą Rosji, czy też rosyjską stolicą baletu.
Szerokie arterie, piękne pałace, parki, pomniki, cerkwie z lśniącymi kopułami, wszystko to zachwyca, ale jednocześnie nieco przytłacza, wywołuje uczucie przesytu. Muzea i sobory gromadzą w swoich murach tak wielką liczbę eksponatów, tyle tu dzieł sztuki mistrzów z całego świata, że nie sposób ogarnąć wszystkiego, choćby przelotnym spojrzeniem, a co dopiero mówić o delektowaniu się kunsztem artystycznej roboty. Nigdy wcześniej nie widziałam w jednym miejscu takiego bogactwa i przepychu, różnorodności stylów, wszechobecnego złota, nie mówiąc o tłumach turystów przelewających się w różnych kierunkach.
Regularna, przemyślana zabudowa miasta, kolorowe odrestaurowane kamienice, bogato zdobione mosty spinające brzegi Newy i te mniejsze rozwieszone nad kanałami, wszystko to może się podobać, na pewno każdy znajdzie tutaj coś, co go zachwyci.
Niezwykle oryginalnym zjawiskiem są białe noce, które zawsze chciałam zobaczyć. Naprawdę świetne wrażenie!
Jedynym mankamentem podróży do Rosji są niestety nieudolne odprawy na granicach. Trzymali nas w autokarze, nie wiedząc po co, przez bite 4 godziny, co łącznie z odprawą paszportową zabrało nam ponad 5 godzin. Upał, zmęczenie podróżą, rosnące rozdrażnienie i świadomość, że jeszcze przed nami szmat drogi, że ucieka nam obiadokolacja, a oni, bogowie, królowie sytuacji, im się nie spieszy, mają czas. Dziadostwo!!!
sobota, 14 lipca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ale cuda, zazdroszczę, że mogłaś zobaczyć i dziękuję, że się widokami podzieliłaś
OdpowiedzUsuńa odprawa, cóż, tak jak kiedyś...
Schengen nas rozpieściło
pozdrawiam
Najbardziej podobają mi się stare mosty- to prawdziwe dzieła techniki i pomnik Mikołaja I. Skąd robiłaś te zdjęcia- z wody?
OdpowiedzUsuńFaktycznie miasto sprawia nieco przytłaczajace wrażenie.
Czy te białe noce nie sa przereklamowane ?
Tyle godzin na granicy w upale to męka.! No cóż to pozostałości radzieckiej systemy.
Ikonostas przepiękny- to najpiększa część cerkwi. Ożywiłaś to miasto moja droga.
OdpowiedzUsuńCzy zdjęcia wewnątrz cerkwi były płatne?
Kasiu, zdjęcia, to tylko namiastka, ale patrząc na nie można chociaż przez moment pobyć tam ponownie.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że Schengen nas rozpieściło, ale nie znaczy to, że zatraciliśmy zdolność logicznego myślenia. Czy Ty widzisz sens w trzymaniu ludzi na granicy, nawet wtedy, gdy nie ma kolejki?
Zofijanno, zdjęcie mostu zrobione jest z tramwaju wodnego, że tak go nazwę po wenecku, natomiast pomnik, z ulicy. Białe noce nie uważam za przereklamowane. W Polsce o północy jest ciemno, a tam jasno jak wieczorową porą i nie trzeba włączać światła. Zdjęcie, które zamieściłam robione jest pod światło i nie oddaje tego, ale bardziej zależało mi na uchwyceniu tych przebarwień nieba.
Pozostałości poradzieckie kłaniały się często, na każdym kroku bumaga goniła bumagę.
Bardzo lubię cerkwie - za ich piękne kopuły, rozpoznawalny zapach kadzideł, cerkiewny śpiew na głosy i oczywiście ikony.
Zdjęcia we wszystkich obiektach można robić bezpłatnie, pod warunkiem wyłączenia flesza.
Jeszcze pokażę co nieco w kolejnych postach.
Twój komentarz wiele wyjaśnił,dzięki. Rozumiem, że pływałaś po Newie.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejne posty i następne fotki.
Przepiękna podróż;)
OdpowiedzUsuń5 godzin na granicy w upale
na pewno to nic przyjemnego
ale później te piękne widoczki chyba to zrekompensowały;)
Ja jeszcze pamiętam, jak jadąc do Lwowa stałam na granicy z Ukrainą ponad 30 godzin;)
Pozdrawiam;)
Askoz, masz rację, szybko zapomina się niedoskonałości, gdy rekompensata jest w stanie zachwycić.
OdpowiedzUsuńTwoje 30 godzin czekania, to jakiś kosmos, szok po prostu. Oni chyba o Was zapomnieli.
Chyba i tak warto było:)))))pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńKrysiu, oczywiście, że warto :)
OdpowiedzUsuńNo to piszę drugi raz, znów nie chce wejść.! "Mówiłam", że dla mnie, najładniejsza nazwa, to Leningrad, niezależnie od tego, że takie jednokierunkowe skojarzenia. No i te białe noce, i w porcie krążownik, i widok kopuły po "wywróceniu" na lewą stronę... ehhh.. szczerze... zazdroszczę... :)
OdpowiedzUsuńNato, tak się składa, że ja też lubię nazwę Leningrad. W końcu słyszałam ją od dziecka, a czym skorupka za młodu... :)
OdpowiedzUsuń