sobota, 14 lipca 2012

SANKT-PETERSBURG

Sobór Zmartwychwstania Pańskiego (Cerkiew Zbawiciela na Krwi)

Centralna część ikonostasu w Cerkwi Zbawiciela


Sobór Izaaka


Centralna kopuła w Soborze Izaaka


Świeżo odrestaurowane kamienice


Krążownik Aurora


Twierdza Pietropawłowska widziana z Newy


Jeden z mostów


Kanał wycieczkowy


Pomnik Mikołaja I


Nocne otwieranie mostów na Newie


Pomnik Piotra I nazwany przez A.Puszkina Jeźdźcem Miedzianym


Jeździec Miedziany z bliska


Sobór Smolny


Kopuły Soboru Smolnego w zbliżeniu


fragment nieba podczas białej nocy



Ziściło się moje kolejne marzenie – zobaczyłam Sankt-Petersburg.
Miasto trojga imion – Sankt-Petersburg, Piotrogród, Leningrad – uznawane za najbardziej europejskie miasto Rosji, zwane jest też Wenecją Północy, ze względu na wyspy, żeglowne kanały i mnóstwo mostów, albo północną stolicą Rosji, czy też rosyjską stolicą baletu.
Szerokie arterie, piękne pałace, parki, pomniki, cerkwie z lśniącymi kopułami, wszystko to zachwyca, ale jednocześnie nieco przytłacza, wywołuje uczucie przesytu. Muzea i sobory gromadzą w swoich murach tak wielką liczbę eksponatów, tyle tu dzieł sztuki mistrzów z całego świata, że nie sposób ogarnąć wszystkiego, choćby przelotnym spojrzeniem, a co dopiero mówić o delektowaniu się kunsztem artystycznej roboty. Nigdy wcześniej nie widziałam w jednym miejscu takiego bogactwa i przepychu, różnorodności stylów, wszechobecnego złota, nie mówiąc o tłumach turystów przelewających się w różnych kierunkach.
Regularna, przemyślana zabudowa miasta, kolorowe odrestaurowane kamienice, bogato zdobione mosty spinające brzegi Newy i te mniejsze rozwieszone nad kanałami, wszystko to może się podobać, na pewno każdy znajdzie tutaj coś, co go zachwyci.
Niezwykle oryginalnym zjawiskiem są białe noce, które zawsze chciałam zobaczyć. Naprawdę świetne wrażenie!

Jedynym mankamentem podróży do Rosji są niestety nieudolne odprawy na granicach. Trzymali nas w autokarze, nie wiedząc po co, przez bite 4 godziny, co łącznie z odprawą paszportową zabrało nam ponad 5 godzin. Upał, zmęczenie podróżą, rosnące rozdrażnienie i świadomość, że jeszcze przed nami szmat drogi, że ucieka nam obiadokolacja, a oni, bogowie, królowie sytuacji, im się nie spieszy, mają czas. Dziadostwo!!!