Kwiat lipowy pochodzi z urlopowych wojaży. Zebrany na Warmii, zalany w słoju wódką ( i słój i wódka zakupione w wiejskim sklepie), przejechał w zakamarku samochodowego bagażnika, regularnie wstrząsany na setkach kilometrów polskich i litewskich dróg.
Według przepisu kwiatki zalane alkoholem miały stać 2 tygodnie. Moje stały nieco dłużej, ale myślę, że wyjdzie to nalewce na dobre. Już teraz pachnie wybornie lipą, kolor też ma bardzo ładny.
Dzisiaj zlana do butelek powędruje w ciemne miejsce, gdzie będzie dojrzewała i klarowała się. Na degustację trzeba będzie poczekać do zimy.
Nalewkę poleca się przy przeziębieniu, bezsenności i atakach chandry.
Przepis zaczerpnięty z książki o nalewkach:
5 garści kwiatów lipy (można więcej)
1 litr spirytusu
0,5 litra wody
(zamiast mieszanki użyłam wódkę)
zalać kwiatki na ok 2 tygodnie i odstawić w ciemne miejsce,
wstrząsać co jakiś czas
po 2 tygodniach przefiltrowaną nalewkę połączyć z syropem przygotowanym z 1 kg cukru i 0,5 litra wody i gorącą mieszankę przelać do butelek
odstawić w ciemne miejsce na kilka miesięcy