Mama byłaby najszczęśliwsza siedząc cały czas w Sosence, ale chcąc nie chcąc zmuszona była towarzyszyć nam w wyjazdach do innych miejsc, które chcieliśmy zobaczyć.
Obiecałam mojej przyjaciółce Uli, że pojadę do MOROZÓW, z których pochodzi jej mama. Z map wiedziałam, że wieś istnieje, że jest niedaleko od Sosenki. Mapa satelitarna pokazywała, że to mała osada z niewielką ilością domów.
Już sam wjazd do wsi nie obiecywał niczego dobrego.
Im dalej w głąb, tym coraz smutniejszy obraz stawał nam przed oczami. Przejmująca cisza i bezludzie.
Tak chyba wygląda umierająca wieś.
W przciwieństwie do Sosenki, Morozy leżą na uboczu, z dala od drogi głównej. Do wsi wjeżdża się szutrową drogą, która we wsi się kończy, dalej już tylko droga w las.
Spotkaliśmy starszego mężczyznę, ale okazało się, że to mieszkaniec Mińska, który w Morozach spędza letnie miesiące. Jest emerytem, lubi ciszę i spokój, a tego ma tutaj pod dostatkiem. Kupił kawalek ziemi ze starym domem, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Nie zna losów ludzi z Morozów, starzy mieszkańcy wsi już nie żyją.
Gdyby Uli mama zobaczyła swoje kochane Morozy, serce pękałoby jej z żalu. Nie ujrzymy łez wzruszenia pani Jadzi, oglądającej zdjęcia rodzinnej wsi - już nie żyje, zmarła w zeszłym roku. Przywiozłam jej kamień wyjęty z ziemi przy wiejskiej drodze. Chociaż tę małą cząstkę Morozów zaniesiemy jej na cmentarz.
Jakbym miała scharakteryzować białoruskie wsie, powiedziałabym, że są smutne, że nie ma w nich duszy. Może sprawia to ciemny kolor drewnianych bali, z których zbudowane są domy, może szarość eternitowych dachów, którymi są pokryte... a może po prostu śladowe ilości młodych ludzi i dzieci.
Okolice są piękne, bogate w lasy, rzeki, stawy i jeziora. W lasach mnóstwo grzybów, rzeki zasobne w ryby, ziemie urodzajne. Nie trudno zrozumieć żal Polaków, którzy musieli te strony opuścić, ale czy byliby szczęśliwi, gdyby tu pozostali?
Jadąc z Sosenki do Ślipek, gdzie mieszkała druga siostra babci Franusi,ujrzeliśmy na niebie kawałek tęczy.
Jej widok zawsze cieszy serce, a ujrzenie jej akurat w tym miejscu wydawał się nam czymś szczególnym, to tak, jak znak radości przekazany nam przez naszych przodków widzących nas na tej ziemi.