SUPERDEVOLUY - widok z naszego balkonu
w dolinie widoczne LA JOUE DU LOUP
akcja ratownicza na stoku z udziałem helikoptera
pod śniegiem zaczynają się budzić alpejskie rośliny
Jadąc na narty w Alpy nie wierzyliśmy, że przy takim cieple w dolinach zastaniemy jeszcze śnieg, który nadawałby się do kontaktu z nartami. Jakby potwierdzeniem naszych obaw był padający w podróży deszcz i w wyobraźni jawił się nam widok spływających resztek umorusanej śniegowej bryi. Humory poprawiały się z każdym kilometrem przybliżającym nas do celu. Ulewny deszcz zamieniał się w gęsty śnieg. Dobrze, że samochód miał jeszcze zimowe obuwie, że nie dał się zwieść wiosennym upałom w dolinach.
Mimo przywiezionego z domu niedowiarstwa wiosnę powitaliśmy nad wyraz zimowo. Rano wszystkie samochody na parkingu odpoczywały pod puszystymi białymi pierzynkami, my zaś oślepieni wszechobecną bielą udaliśmy się na powitanie stoków. Mieliśmy przed sobą sześć dni szusowania.
Dzięki łaskawości niebios puchu nadal przybywało, nocne przymrozki trzymały śnieg w ryzach, nogi trzymały się nart, narty trzymały się trasy - wszystko szło w dobrym kierunku. W takim duchu dotrwaliśmy do końca i cali i zdrowi, przy tym nieziemsko zadowoleni, wróciliśmy do domu.
Ktoś szusuje, a ktoś inny pracuje.
OdpowiedzUsuńNo to miałaś Danuś chwilkę odpoczynku. Cudowna wyprawa- no tak w Alpach nawet w lipcu leży jeszcze śnieg, o czym miałam okazje się przekonać. Zwłaszcza w kotłach.
Widać stoki puste i tłumów nie ma. Kiedy kończy się sezon ?
Tak to jest, Zofijanko, od wieków niezmiennie... a jaka armia ludzi pracowała tam na miejscu, by można było bezpiecznie szusować.
UsuńTrafiliśmy na bardzo dobry czas - bez kolejek do wyciągów, mało ludzi na stokach, śnieg na medal :)
Nie wiem kiedy kończą, w każdym razie wielkanocni turyści na pewno jeszcze pojeżdżą.